lukasz.fiuczynski@flowconsulting.pl
+48 535 934 076
Bądź na bieżąco
i zapisz się do newslettera
Artykuły
Chcesz być na bieżąco?
Zapisz się do
Newslettera
Zastanawiasz się jak lepiej występować publicznie?
Umów się na bezpłatną rozmowę
z naszym konsultantem
Transkrypcja
Odcinek 3 - Jak pokonać stres przed wystąpieniem publicznym
Słuchaj tam gdzie lubisz
Łukasz: Cześć. Witajcie serdecznie. Witam Was w kolejnym odcinku podcastu „Mówić każdy może”. Dziś zajmiemy się tematem jakże ważnym, ponieważ zajmiemy się tematem stresu. A jak stres, to dobrze jest mieć ze sobą eksperta, który na temacie radzenia sobie ze stresem zna się jak nikt inny. Stąd postanowiłem zaprosić dzisiaj Michała Śmiałowskiego, o którym mógłbym opowiadać godzinami, ale myślę, że Michał za chwilę powie o sobie 2 słowa. Takie 2 słowa, które będzie chciał powiedzieć, a później przejdziemy już do części merytorycznej, w której dowiecie się, jak radzić sobie ze stresem przed wystąpieniem publicznym, w trakcie wystąpienia, ale też w zwykłych sytuacjach życiowych. Michał, no to powiedz 2 słowa o sobie.
Michał: Jestem Michał. Są 2 słowa o mnie, które bym chciał powiedzieć. Co ja mogę powiedzieć o sobie? No, stresuję się zawsze, jak muszę mówić, więc to jest pierwsza rzecz o mnie. Druga rzecz to muszę z tym żyć, bo wykonuję taki zawód, w którym dużo muszę mówić i dużo muszę pracować głosem. I trzecia rzecz na mój temat... Trochę już przekroczyłam limit, ale pojadę już po całości.
Łukasz: Pozwalam, pozwalam.
Michał: Dzięki wielkie. Dobroduszny z Ciebie człowiek strasznie. Trzecia rzecz na mój temat to jak już krzyknąłeś A, że jestem tym specem od stresu, to pewnie wypadałoby coś napomknąć, dlaczego nim jestem. I ja nie wiem, czy nim jestem, ale od 16 lat pracuję z ludźmi. Od 16 lat pracuję z ludźmi w bardzo różnych wątkach. W takich rozwojowych i w takich pomocowych, bo z wykształcenia jestem psychologiem. Ukończyłem też kurs terapii. Przez 8 lat pracowałem jako terapeuta. Obecnie pracuję jako trener głównie. Temat stresu to jest taki temat, który pozwala mi łączyć wszystkie chyba te 3 perspektywy zawodowe moje, ale też życiowe, dlatego bardzo go lubię w takim kontekście. Nie stres, tylko sam temat pomagania ludziom, by trochę sobie lepiej z nim poradzić.
Łukasz: Właśnie dzisiaj, jak się zastanawiałem, jak Cię zapowiedzieć, to chciałem powiedzieć, że jesteś ekspertem od stresu, ale nie wiem, czy to by dobrze brzmiało.
Michał: Ale to by było prawdziwe. Ja jestem człowiekiem, który non stop się wszystkim interesuje i taki mam układ nerwowy z wysoką pobudliwością, że jakoś muszę sobie z tym radzić.
Łukasz: No to świetnie. Oprócz tego jesteś ekspertem od radzenia sobie ze stresem, więc tym się dzisiaj zajmiemy.
Ja tylko dopowiem, że Michał jest jedną z tych osób, która prowadzi po prostu niesamowite szkolenia. I jeśli kiedykolwiek byliście na jakimś szkoleniu, gdzie ktoś Was zachwycił albo to szkolenie jakoś zmieniło Wasze życie, wpłynęło na Wasze życie, to ja zawsze opowiadam o szkoleniach Michała, że takie są i właśnie mówię tutaj konkretnie o szkoleniu, które między innymi mówiło o przekonaniach o stresie. I ja zawsze o tym marzyłem, żeby też być takim trenerem, który – wiecie – prowadzi jednodniowe szkolenie, a później wszyscy przez kolejne 3-4 tygodnie o tym myślą i zmieniają swoje życie.
No, ale już myślę czas przejść do meritum, czyli do tego, jak sobie z tym stresem poradzić. Przed naszą rozmową zastanawiałem się, jakie pytania, Michał, Ci zadać. I myślę, że przygotowałem pewną listę pytań, które oczywiście Ci zadam, ale zakładam, że w naszej rozmowie pojawią się jeszcze inne wątki. Ale, żeby ta rozmowa była jakoś uporządkowana, to ja po prostu zacznę od tych pytań, a pewnie później rozwiniemy to, pojawią się kolejne, pomniejsze, pytania.
Dlaczego boimy się występować publicznie?
Łukasz: I pierwsze pytanie, jakie chciałem Ci dzisiaj zadać. Pytanie jest oczywiście w kontekście wystąpień publicznych i mam nadzieję, że w tym kontekście też odpowiesz, ale być może trochę szerzej. Pierwsze pytanie brzmi: Michał, powiedz mi, dlaczego tak bardzo boimy się występować publiczne? Dlaczego tak bardzo boimy się właśnie wystawiać przed inne osoby?
Michał: Dlaczego? Pierwsza rzecz, jaka mi przychodzi do głowy, to jest zawsze poszukanie korzeni takiego lęku. Pytanie, czy wszyscy go mają? I tutaj pewnie w większym lub mniejszym stopniu tak. Ale nie wszyscy przeżywają go w taki sam sposób. I oczywiście poza tymi biologicznymi różnicami to pewnie jest jakaś specyfika doświadczeń, która nas będzie różnicować pod tym kątem. I tych doświadczeń szukałbym najwcześniej jak się da. Pierwsza rzecz, jaka mi przychodzi mi do głowy, to pierwsza rzecz, z którą się będzie wiązało wystąpienie publiczne – to jest kwestia szkoły. To są chyba takie pierwsze miejsca – przedszkola, może szkoły; tutaj pewnie różni ludzie będą poszukiwali i to jakie doświadczenia szkolne mamy.
Pierwsza rzecz, jaka przychodzi do głowy, to pytanie przy biurku nauczyciela, które się wiąże z tym, że dostaniesz pałę lub lepszą ocenę. No i za chwilę zapadnie decyzja na temat tego, jak wystąpisz. Jak sobie nie poradzisz, to kwestia tego, jaki to był nauczyciel. Ja pamiętam takich, którzy nie trzaskali się za bardzo z uczniem, który nie błysnął i potrafili zrobić z niego pośmiewisko na oczach całej klasy. A to jest idealne doświadczenie do tego, żeby nie mieć ochoty do niego więcej wracać.
No i pytanie, jeśli takich doświadczeń było więcej, jeśli takich zdarzeń w naszym życiu było więcej. A każdy miał pewnie taką sytuację, że gdzieś na poziomie szkoły przynajmniej raz zaliczył spektakularną wtopę przy tablicy, stał się przez to klaunem, z którego rżało pół klasy i stąd już krótka droga do tego, żeby z takim wspomnieniem wychodzić do każdego wystąpienia, że to się może powtórzyć, że jakiś element tego może się powtórzyć; że sam fakt myślenia o tym, że mam wystąpić przed ludźmi może wywoływać w nas bardzo, bardzo, podobne emocje, które wtedy przeżywaliśmy albo jakąś część tych emocji.
W zależności od tego, na ile to jest doświadczenie dla nas świadome, na ile pracowaliśmy nad nim, na ile nie, ale gdzieś zawsze ten element tego, że różne są to doświadczenia, że te doświadczenia nie wszystkie kojarzą się dobrze. Pewnie nie wszystkie też negatywnie. Ale będzie to wpływało na to, że gdzieś te negatywne zawsze będą grały rolę tego ciężarka, który gdzieś cały czas będzie z nami i z taką obawą, że to się może powtórzyć, że znowu stanę się pośmiewiskiem; a ja już wiem, jak to jest być pośmiewiskiem, więc drugi raz nie chcę; więc na wszelki wypadek warto, żebym się dobrze przygotował; a jak się dobrze przygotuję, to coraz bardziej się boję, że to się może wydarzyć, bo coraz więcej o tym myślę. I to taki nakręcający się kołowrotek, który może nas sprowadzić do utraty przytomności nawet, włącznie – podejrzewam.
Łukasz: Dobra. Bo z tego, co mówisz, to rozumiem, że to... Przynajmniej z tego, co mówisz, co twierdzisz, to szkoła miała na nas taki duży wpływ. Bo ja mam takie osobiste doświadczenia albo widzę to szczególnie po małych dzieciach, które jeszcze nie zaznały szkoły, że one tak raczej nie boją się aż tak bardzo występować. Czasami, wiesz, takie dzieci szczególnie, jeśli przyjedzie właśnie jakiś wujek, ciocia, to strasznie dokazują i jest to taki pewien element wystąpienia i czerpią z tego ogromną radość, a tak jak mówisz już takie dzieciaki szkolne trochę inaczej. Ja osobiście też mam takie doświadczenia szkolne, że to wyjście na środek, gdzie pani odpytywała i oprócz tego, że można było złapać słabą ocenę, to jeszcze wszyscy inni tak naprawdę na nas patrzyli, było takim trudnym doświadczeniem. Ale teraz pytanie czy to jest tak, że to jest tylko kwestia jakichś doświadczeń, wychowania, czy może też na to wpływać jakaś genetyka, jakieś predyspozycje. Bo pytanie właśnie, bo najprawdopodobniej nie wszyscy boją się występować i teraz: czy tutaj są pewne osoby, które mają większe/mniejsze predyspozycje do tego, żeby się bardziej/mniej stresować? Jak myślisz?
Czy wszyscy tak samo reagujemy na stres?
Michał: Czy są predyspozycje do większej lub mniejszej podatności na stres? To tutaj pewnie długo byśmy mogli rozmawiać. Nie czuję się też jakoś super kompetentny, żeby o neurologii rozmawiać. Na pewno tak, aczkolwiek tak sobie wyobrażam, że jadąc tak czysto od strony takich neurologicznych naszych gdzieś tam czy genetycznych podatności, to pierwszą z brzegu, biorąc teorię Junga, gdzie mam ten podział sposobu funkcjonowania naszego poznawczego i gdzie to słynne funkcjonowanie w obszarze, czy to introwertyzmu, czy ekstrawertyzmu, nas będzie tutaj predysponowało do tego, gdzie i w jakich sytuacjach czujemy się dobrze, jakich sytuacji życiowych poszukujemy, gdzie będziemy ładować swoje bateryjki, a gdzie nie, to pewnie można by było mówić, że jest pewnie jakaś grupa osób, która się będzie lepiej czuła, skupiając na sobie uwagę i będzie taka grupa osób, dla których będzie to znacznie większy wysiłek, i emocjonalny, i intelektualny, żeby się zmierzyć z takim wystąpieniem publicznym. Aczkolwiek wydaje mi się, że w takich spontanicznych sytuacjach w bezpiecznym miejscu – jestem z moimi kolegami czy koleżankami, mówię z miejsca, nie muszę się ruszać i jest OK. Stać mnie na żarty. Stać mnie na spokojne mówienie. Ale sam fakt, że muszę wyjść na środek.
Znowu przypomina mi się jakaś sytuacja, gdzie muszę stać na środku, zreferować coś, pochwalić się czymś, co zrobiłem, co dokonałem, powoduje, że nawet na samo wspomnienie zmieni mi się perspektywa i też odczucia emocjonalne, jakie w tym momencie, opowiadając to, odczuwam. Już czuję jakieś napięcie w brzuchu, napięcie w mięśniach barku, w karku. Sugerują, że gdzieś tam stres już zaczyna się uruchamiać. Więc ja uważam, ja osobiście jestem zwolennikiem takiego podejścia, że pewnie są i pewnie da się wykryć te różnice biologiczne, genetyczne i na pewno będą osobniki rodzaju ludzkiego, które są lepiej lub gorzej przystosowane do tego typu wyzwań, ale uważam, że to, co decyduje, to są doświadczenia życiowe.
Jak powiedziałeś o tych dzieciakach, to sobie pomyślałem, żeby już tak strasznie nie demonizować tej szkoły, to nie trzeba daleko szukać. Jakby coś tego spontanicznego malucha przeradza w zesztywniałego ze strachu ucznia. Nie zawsze to będzie szkoła. Czasami to może być to najbliższe otoczenie, które mówi, jak masz funkcjonować, jak masz nie przynosić rodzinie wstydu. Mamusi i tatusiowi, żeby się nie musieli wstydzić Ciebie. „Przestań się wydurniać! Wyglądasz jak małpa! Co Ty z siebie robisz?!”. Więc to pewnie różne zestawy doświadczeń. Nie wszystkie będą pochodziły ze szkoły. Ale na pewno ten proces socjalizacji – proces, gdzie uczy się nas, że dużo zależy od tego, jak sobie poradzisz z pewnymi wyzwaniami, jak wcześnie te wyzwania musisz podejmować, jak wcześnie musisz zacząć się wspinać na tę drabinę – powoduje, że gdzieś tam nasze spontaniczność, taka pierwotna chęć bycia zauważonym, zabawy w grupie, będzie powoli tłumiona albo przestanie nam sprawiać taką radość jaką sprawiała, jak mieliśmy 3, 4, 5, 10 lat nawet.
Łukasz: OK. Właśnie, bo ja często się spotykam z takimi osobami, które, wiesz, będąc w towarzystwie, jak np. siedzimy przy stoliku, siedzimy sobie w jakimś kółku i po prostu rozmawiamy jak znajomi czy przyjaciele, to wszystko jest OK. Ta osoba jest taka mocno ekspresyjna, chce się dzielić swoimi opiniami, chce się dzielić swoim zdaniem. Ale w sytuacji, w której musi tak naprawdę samodzielnie wyjść przed te osoby i już coś powiedzieć, to zaczyna się wysoki poziom stresu. Czy na to masz jakieś wytłumaczenie albo też jakąś radę, bo w sumie jest to takie nielogiczne, nie? Bo przed chwilą rozmawialiśmy sobie normalnie jak przyjaciele i wszystko było OK, a teraz ten ktoś wychodzi, świat się zmienia diametralnie i ta osoba w zasadzie nie bardzo wie, jak się zachować.
Czego właściwie się boimy?
Michał: To jest ocena i nasze obawa przed tym, jak zostaniemy odebrani. Jak siedzisz z kumplami, to nie myślisz, jak Cię ocenią. Już wiesz, jak reagują. Wiesz, jak Piotrek się zachowuje po 3 piwach. Wiesz, jak Andrzej reaguje na takie żarty, jakie ma poczucie humoru. Jeśli czujesz się z kimś bezpiecznie, to nie zastanawiasz się. Te wszystkie radary, systemy obrony przeciwlotniczej itd. się wyłączają. Pozwalasz sobie na nieco więcej. Rozluźniasz się, włączasz luz i na tym płyniesz.
W momencie, kiedy stajesz, nawet przed tymi samymi ludźmi, ale już trochę w innej formie, formule: masz coś powiedzieć, masz zadanie do wykonania, to tutaj „Czy sobie poradzę? Jak sobie poradzę?”. Już się uruchamiają jakieś oczekiwania odnośnie tego, jak ja powinienem wypaść, jak bym chciał wypaść i jak by było dobrze, żebym wypadł przed tymi ludźmi. No i tutaj ten mechanizm nawet niekoniecznie płynący z tego, że oni będą realnie mnie oceniać, tylko mi się wydaje, że będą mnie oceniać albo że ja sam siebie. Nawet jest takie powiedzenie, że nikt mnie tak nie kopnie w tyłek jak ja sam, nie? Więc na wszelki wypadek sam siebie dokopuję najmocniej i sam sobie nie dam pozwolenia na to, żeby powiedzieć: „było dobrze”. Tylko nie. „Było beznadziejne. Pewnie dało się to zrobić milion razy lepiej i zawaliłem to i to, i to”.
Więc ocena i lęk przed samooceną. To są takie rzeczy po pierwsze, które utrącają nam spontaniczność, zdolność takiego spontanicznego reagowania, wrzucania luzu. I dwa. Dla większości ludzi to będzie kwestia doświadczeń nowych. To znaczy trochę zmierzenia się z tą rzeczywistością i zobaczenia, że po tym się nie umiera. To jest kwestia umiejętności uczenia się na własnych błędach.
Jak ktoś ma dzieci, to rozwijajcie to, ile się da. Nie twórzmy perfekcjonistów. Pozwólmy ludziom błądzić. Pozwólmy ludziom się uczyć na własnych błędach, bo to jest najskuteczniejszy sposób uczenia się. To taki najprostszy sposób nieodpowiadania na to pytanie albo odpowiadania taki najskuteczniejszy sposób to jest zadbać o to, aby nasze dzieci nie bały się popełniać błędów. To będzie taka rzecz, która w przyszłości uchroni je przed np. lękiem, przed wystąpieniami publicznymi.
Jak pracować ze stresem?
Michał: Druga rzecz, to jeśli już mamy tę obawę przed lękiem, to tutaj można pracować w bardzo różny sposób. „A co się stanie jak Ci się nie uda? Jaka najgorsza rzecz może się przydarzyć?” Jakby trochę ponazywać sobie te rzeczy, trochę ponazywać sobie to, że się boję. Ja jako terapeuta bardzo często pracowałem z takim oswajaniem się ze swoim ciałem, takim oswajaniem się w ogóle z takim alfabetem emocjonalnym. Gdzie bardzo ważne było, żeby uporać się z jakimś problemem, żeby uporać się z czymś, to już sam fakt ponazywania emocji, jakie odczuwam. „Boję się tego, jak wypadnę przed Wami”. „Boję się tego, w jaki sposób zostanę oceniony”.
Ja osobiście bardzo często o tym mówię na początku moich wystąpień, że się stresuję, że nie wiem, co będzie. Zawsze staram się przykryć to trochę pod ironią, pod jakimiś tam, autoironią kierowaną w siebie samego czy w sytuację, w której się znalazłem. Ale tak naprawdę dla mnie to jest sposób oswajania się z tym, co czuję. Nazywam swoje emocje, mówię o strachu i w momencie, kiedy to wypowiadam, to raz, że to jest pierwsza chwila, w której oswajam się z brzmieniem swojego dźwięku przed tymi ludźmi. Dwa, że daję sobie pozwolenie na to, że nie wszystko mi pójdzie tak wspaniale jak bym chciał, ale jestem w stanie to zrobić. I trzy, nazywam emocję, która przestaje wtedy mną rządzić. A z emocjami to jest tak, że im bardziej je spycham, tym bardziej one się domagają swojego miejsca gdzieś w nas. Do tego stopnia, że te najbardziej wyparte zaczynają somatyzować. Zaczynamy somatyzować, czyli pojawia się ból brzucha, ból głowy. Spróbuj się z drugiej strony napinać przez 10 minut brzuch. Pytanie, czy Cię nie zacznie boleć.
Najprostszym sposobem to jest przyznanie się do tego, co się ze mną dzieje i pozwolenie sobie na to, co się wydarzy. Co ma być, to będzie. Przecież świat się nie skończy, jak się przejęzyczę. Świat się nie skończy, gdy nie tej formy fleksyjnej użyję. Świat się nie skończy, jak się zatnę w trakcie wyliczania i tak dalej. Od tego się nie umiera na szczęście, bo już bym dawno nie żył. Tyle, ile razy się pomyliłem w trakcie różnych wypowiedzi; palnąłem głupstwo. Już w trakcie tej rozmowy powinienem zaliczyć kilka niezłych zawałów. A jakoś to się na szczęście nie dzieje.
Łukasz: OK. Bardzo zainteresowały mnie 2 rzeczy. Z tego, co mówisz, to mamy też podobne trochę doświadczenia szkoleniowe, bo ja na moich szkoleniach z wystąpień, kiedy pracuję z obszarem stresu, to między innymi właśnie robię takie ćwiczenie: Co się może stać najgorszego? I robię je po to, żeby ludzie sobie uświadomili, że nawet jak wypiszą całe mnóstwo tych rzeczy, których się boją, to te rzeczy zazwyczaj ich nie zabiją. Raz miałem takiego grubszego cwaniaka, który napisał: „A co będzie, jak umrę na scenie?”. Gremialnie grupą stwierdziliśmy, że w zasadzie wtedy to już wszystko jedno; już najgorsze się zdarzyło.
Michał: Dokładnie. Jesteś człowieku wolny, ciesz się chwilą! Płyń w stronę światła. Nie wracaj tutaj!
Łukasz: Może już być tylko lepiej, nie? A tak zupełnie poważnie, to bardzo mi się podoba to podejście takiej styczności ze swoimi emocjami i wydaje mi się, że dla wielu ludzi to może mieć dużą wartość. Dlatego powiem to jeszcze raz i trochę dopytam, tak parafrazując: Czyli rozumiem, że takim pierwszym krokiem, żeby sobie z tym jakkolwiek poradzić, to jest pewnego rodzaju zrozumienie, co się we mnie dzieje czy co się ze mną dzieje, i pewnego rodzaju pełna akceptacja, tak? Czyli pozwolenie sobie na te emocje i takie pozwolenie sobie, że przecież to jest OK, że to jest w zasadzie normalne, że mam jakiś poziom ekscytacji, jakiś poziom stresu, zdenerwowania. I z tego, co mówisz, to w sytuacji, kiedy to w jakiś sposób zaakceptujemy, to ten poziom stresu spada, tak? Czy to jest związane też z naszą fizjologią, hormonalnym układem? Jak Ty uważasz? Jakbyś trochę dotłumaczył to.
Michał: W takim rozumieniu holistycznym, czyli takim podejściu, które uwzględnia różne warstwy funkcjonowania człowieka. Wśród tych warstw moglibyśmy wymienić tę cielesną – czyli to, co się dzieje w moim ciele; myślową – czyli tę intelektualną: mój mózg i jego zawartość, czyli jego wytwory; i emocjonalną. Wszystkie te części są ze sobą powiązane. I w takim rozumieniu humanistycznym, czy też można ten nurt nazwać gestaltowskim od niemieckiego „Gestalt”, czyli od figury. I jest takie podejście, w którym ja też byłem kształcony, więc pewnie mi ono jest bliższe; pewnie inni trochę inaczej będą to tłumaczyli; jest taka kwestia niedomkniętych figur.
To znaczy my w swoim życiu wykonujemy ciągłe cykle otwierania i zamykania pewnych procesów. Wchodząc w sytuację, takim cyklem jest przywitanie się z osobą albo rozmowa, czyli wysycenie i wycofanie się z kontaktu, czyli zakończenie tej rozmowy i odpoczynek. Zanim wejdę w nowy cykl, warto, żebym zakończył stary. Według tej teorii taka jedna figura naraz, reszta staje się tłem. Czasami zdarza się tak, że my nie domykamy jakiegoś cyklu, że nie domykamy jakiejś formy doświadczenia, w której jesteśmy. Takim niedomknięciem jest nieprzeżycie na przykład strachu czy wycięcie tego strachu, związanego z wystąpieniem; z jakąś figurą, która może nam dawać wskazówkę, że tam coś jeszcze głębiej jest.
To jest strach jeszcze z czasów szkolnych czy dzieciństwa, gdy stałem się pośmiewiskiem dla całej szkoły czy dla całego przedszkola i później wszyscy mnie nazywali w jakiś specyficzny sposób w związku z tamtym doświadczeniem. Ja się zawsze uśmiechałem, a tak naprawdę mnie to kopało po tyłku. I teraz te wszystkie niedomknięte figury będą się gdzieś odkładały. To są albo natarczywie nawracające myśli, albo właśnie one zazwyczaj mają taką tendencję bycia zepchniętymi w ciało, czyli w różnego rodzaju formy somatyzacji. Ja często pracując z ludźmi i właśnie wychodząc od samej somatyzacji na przykład wyobrażam sobie, że klient do mnie przyszedł i powiedział: „Jak wychodzę przed ludzi, to strasznie mnie zaczyna boleć brzuch” albo „Strasznie mnie zaczyna boleć szyja, czuję potworne napięcie. Do tego stopnia, że mam mroczki przed oczami”. Przypominam sobie niektóre wypowiedzi. I od słowa do słowa zaczynaliśmy pracować, co to znaczy, co się dzieje, jakby wręcz przywracając tę sytuację, przywracając to doświadczenie bólu i powoli dopuszczając do świadomości myśli, które temu towarzyszyły. Gdzieś tam się pojawiały jakieś myśli, związane czy to ze wspomnieniem, czy to z jakimiś słowami, które kiedyś padły, że się zbłaźnisz. Takie powracające. A zaraz za tymi słowami szły jakieś konkretne emocje. W związku z tym warto jest zadbać...
Ja tu mówię o takich skrajnych sytuacjach, ale idąc trochę tą ideą, to warto jest zadbać o to, żeby dopuszczać do siebie emocje, które są w nas. One nie są po to, żeby nam przeszkadzać, tylko to są bardzo ważne wskazówki o tym, co my w danym momencie powinniśmy zrobić, o co zadbać, jak zadbać o siebie. Taką emocją jest złość. Ona też po coś jest. Nie jest nowotworem, który trzeba wyciąć, tylko złość służy do stawiania granic, do dbania o swoje interesy, dbania o swoje bezpieczeństwo. Strach też nas ostrzega, też jest dla nas pewnym rodzajem wskazówki. Radość, smutek – wszystko to czemuś służy i to służy przede wszystkim do komunikacji. Zanim nauczyliśmy się mówić, to pokazywaliśmy swoje emocje. Stąd cały ten wątek związany właśnie z tą komunikacją niewerbalną. I te emocje gdzieś tam spychane na bok...
Ja jestem takim zwolennikiem dopuszczania ich, użycia ich, opowiedzenia o nich niż na siłę próbowania sobie z nimi poradzić; powstrzymywania się od nich, bo przecież ja sobie dam radę, muszę sobie radzić i później człowiek schodzi ze sceny z takiego wystąpienia wypruty. Jak flak się czuje. Lepiej jest je zawsze gdzieś dopuścić. Można opowiedzieć historię, można opowiedzieć żart. W życiu się taki zestresowany nie czułem jak dzisiaj przed Wami. Można opowiedzieć historię o swoim stresie. Możliwości jest tutaj milion. Ale coś, co Ci pozwoli oswoić się z tą sytuacją.
Łukasz: No właśnie, bo tutaj znowu poruszyłeś przynajmniej 2, bo tych wątków było wiele, ale przynajmniej 2 takie wątki, które ja wychwyciłem i dość mocno mi rezonują. Pierwszy z nich, który odpala mi takie myślenie, że żeby tak naprawdę poradzić sobie ze stresem albo nim zarządzić; nie wiem, jakie słowo tutaj będzie lepsze; to wymaga to raczej takiej głębokiej pracy. Czyli takiego przyjrzenia się sobie na głębszym poziomie. I zakładam, że to nie dzieje się w jednej chwili, nie dzieje się już. A z drugiej strony gdzieś tutaj pod koniec Twojej wypowiedzi powiedziałeś o tym, że można to na przykład rozładować, mówiąc o tym. I ja tutaj nie do końca się zawsze zgadzam z tym, żeby mówić to na przykład na scenie, ale zgadzam się z tym, że warto to z siebie jakoś w ciekawy mądry sposób wyrzucić. I w związku z tym mam do Ciebie takie pytanie. Jeśli ktoś nie do końca ma przestrzeń na to albo nie czuje tego, że chciałby głębiej popracować, trochę bardziej zmienić nie tylko ten aspekt stresu w wystąpieniach, ale w ogóle podejścia do swojego życia i tych emocji, które się pojawiają, czy coś byś jeszcze mógł powiedzieć. Wiesz, żyjemy w takich czasach, 2020 rok, wszyscy chcą szybko, instant i od razu i wiem, że to nie jest proste. Ale jeślibyś mógł coś podpowiedzieć, bo już jedną rzecz powiedziałeś właśnie o tym rozładowaniu. Ale czy coś jeszcze? Dla takich osób, które słuchają nas dzisiaj a za dwa dni mają na przykład jakieś wystąpienie albo po prostu stresujące spotkanie. Co byś im poradził? Co mogą z tym zrobić? Taki domowy sposób bez pomocy specjalisty. Kilka jakichś takich porad. Fajnie, jakbyś tutaj ich udzielił.
Michał: Radykalnie czy mniej radykalnie?
Łukasz: Co znaczy „radykalnie”?
Michał: To jest taka historia, która mi pomogła sobie poradzić ze stresem przed oczekiwaniami w stosunku do roli, jaką pełniłem. Jakiś czas temu, jeszcze pracując jako terapeuta, był taki moment, w którym postanowiłem na jakiś czas, może na zawsze – jeszcze tego nie wiem – zostawić terapie. Bardzo mocno przeżywałem właśnie takie poczucie misji i pytania, czy ja jestem w stanie dźwigać tę misję, czy ja mam ochotę się tym zajmować, czy to jest rzecz dla mnie. Pamiętam, że wtedy mój superwizor zadał mi takie pytanie, czy ja sobie wyobrażam świat, w którym nie ma psychoterapeuty Michała Śmiałowskiego. No, stary! Jak mnie to łupnęło w tył głowy! Od razu się uśmiechnąłem i powiedziałem: „No, chyba sobie poradzą beze mnie. Chyba sobie świat poradzi beze mnie i mogę się zająć czymś innym”. W życiu nie czułem się tak wolny, jak wtedy. I to jest dla mnie taka sytuacja, że nie musisz być świetnym mówcą. To jest pierwsza rzecz. Świat sobie poradzi bez tego, że Ty nie będziesz najlepszym mówcą na świecie.
Łukasz: Ale czy Ty sobie poradzisz? Bo to jest... Ja rozumiem, że czasami jest sytuacja, w której ktoś nas zmusza. Zazwyczaj w jakiejś korporacji szef mówi: „Słuchaj, Krzysiek. Niedługo jest jakaś prezentacja. Przygotujesz, wygłosisz i będzie dobrze”. To wtedy ktoś chce, tylko ma taką ogromną blokadę.
Michał: Chce? Co znaczy „chcieć”? To jest trochę jak z byciem najlepszą matką na świecie. Każda by chciała. Nigdy nie byłem matką, ale jestem rodzicem, więc mam takie poczucie, że też bym chciał być najlepszym ojcem na świecie. Wiem, że nie jestem. Jest taka koncepcja, która ludziom, jak im o niej opowiadam, bardzo spuszcza ciśnienie z głowy, że nie musisz być najlepszą, wystarczy być wystarczająco dobrą.
Myślę, że to jest taki pierwszy krok, że bez sensu jest się silić na jakieś mistrzostwo świata. Chyba że chcesz całe swoje życie temu podporządkować. Pytanie, co Ci zostanie z tego na starość. Może ktoś lubi. Dla mnie to jest kwestia, że nie musisz być najlepszy. Wystarczy, że zrobisz to OK, zrobisz to w porządku. „W porządku” nie oznacza, że nie będzie błędów. Wystarczy, że powiesz to może w sposób ciekawy nawet, ale może Ci się zdarzyć przy tym zacięcie. Utrzymasz uwagę ludzi przez 15-20 minut. Super, jak umiesz. Ale nie musisz tego zrobić perfekcyjnie. To jest pierwsza rzecz.
Druga rzecz to oswoić się z samym sobą. Jak chcesz się czymś dobrze zajmować, to nie da się tego zrobić, wkładając w to tylko same ręce, tylko trzeba w to włożyć i łeb, i emocje, i ciało i starać się i mieć poczucie sensu, że to czemuś służy. Bo jak nie masz poczucia sensu, to na pierwszym zakręcie się wywalasz i stwierdzasz: „Po diabła mi to!? Dam sobie spokój. Myślałem, że to będzie fajne, a wcale takie fajne nie jest, bo trzeba latami nad tym pracować”. Więc warto jest zadbać, żeby po pierwsze włożyć w to całego siebie.
A jak wkładasz w coś całego siebie, to warto, żebyś Ty był dobrze zaopiekowany. Jak jesteś mówcą, jesteś terapeutą, jesteś trenerem, to pracujesz sobą. I warto, żeby to narzędzie, jakim jesteś, było dobrze naoliwione, miało poukładane w głowie; było świadome tego, jakim jest narzędziem, gdzie są jego ograniczenia, których prawdopodobnie nigdy nie przeskoczy, bo po co ma je przeskakiwać. Świat się nie skończy, jak nie przeskoczysz wszystkich swoich ograniczeń.
Nie ma ludzi doskonałych. Jest i pogodzonym ze sobą, ale też i świadomy swoich mocnych stron, czyli nie da się zbudować świadomości i swoich mocnych stron bez próbowania. Więc wyjdź, zrób to i zobacz, co schrzaniłeś. Ponazywaj sobie te rzeczy i pracuj nad tym, co Ci nie wyszło. Następnym razem pójdzie Ci lepiej.
Nie ma krótkich sposobów na sukces moim zdaniem. Każdy sukces to jest efekt pewnych... Nie chcę nazywać tego „poświęceń”, ale jakby pewnego świadomego dążenia do czegoś. Jak jesteś kierowcą formuły 1, jak jesteś lekarzem, jak jesteś astronautą czy mówcą, czy trenerem, czy kimkolwiek innym, to jeżeli chcesz w tym być dobrym, to całym sobą to będziesz ćwiczył. Od głowy zaczynając – od tego, jak masz tam poukładane; poczucia sensu – po co to robisz, żebyś przy pierwszym zakręcie nie porzucił tego, zadbał o swoje ciało, zadbał o dobre przygotowanie się, o dobre wypoczęcie. O to, żeby być po prostu przygotowanym do tego i nie dać się zaskoczyć. Zaskoczyć to pewnie się nie da nie dać, ale włożyć w to siebie i tym żyć przez chwilę chociaż.
Łukasz: Tutaj też się zgodzę. Ja mam za sobą wiele lat doświadczeń muzycznych i też trochę podobnie jak Ty z terapią zastanawiałem się, czy ja tak już do końca życia chcę grać, czy może nie do końca. Jeden z moich kolegów muzyków powiedział mi coś takiego: „Słuchaj, muzykiem się jest, ale nigdy się nie bywa i jeśli chcesz to robić naprawdę dobrze, to po prostu to rób”. I ja się tutaj absolutnie zgadzam z tym, że nie zawsze trzeba być mistrzem świata. Ale z drugiej strony ja też o tym zawsze mówię podczas jakichś moich szkoleń, wystąpień, że chyba nie ma lepszej drogi niż testowanie siebie, niż praktykowanie, niż robienie tego. Zupełnie serio, to jest oczywiście moja opinia, ale uważam, że czasami lepiej coś zrobić tak po prostu niż nie zrobić tego doskonale. Ja oczywiście jestem zwolennikiem bardzo dobrego przygotowania, bo uważam, że dobre przygotowanie ten stres dość mocno niweluje, natomiast nigdy nie możemy być przygotowani idealnie.
I tak jak też Michał powiedziałeś – nigdy nie jest tak, że coś nas nie zaskoczy, bo, wiecie, po prostu życie. Myślę, że w tym roku zaskoczył nas COVID i życie większości z nas dość mocno się wywróciło i moglibyśmy teraz leżeć, płakać, a jednak coś robimy i staramy się, żeby to nasze życie poszło do końca.
OK, Michał. Powoli będziemy zmierzać ku końcowi, chociaż świetnie mi się rozmawia i pewno chciałbym z Tobą jeszcze długo porozmawiać. Mam nadzieję, że będzie jeszcze nie raz okazja. Ale chciałem Cię jeszcze o jedną rzecz zapytać, tak już zmierzając powoli do końca. Pytałem o to, czy właśnie można jakoś swoimi sposobami, własnym sumptem, coś z tym zrobić. Ja mam takie doświadczenie, że jak zaczynam nad sobą pracować niezależnie od obszaru, to staram się zdobyć jakąś wiedzę na ten temat. I nie zawsze pójdę do specjalisty, nie zawsze skorzystam z takiej porady, przynajmniej na początku, ale staram się przynajmniej coś poczytać. I czy jest coś, co dla zwykłego śmiertelnika, jakaś na przykład pozycja książkowa, którą mógłbyś tak z czystym sercem polecić, która jest po prostu dobra na przykład na początek, żeby w ogóle wejść w temat i coś ze sobą zrobić?
Michał: To zależy, czego ta pozycja miałaby dotyczyć. W ogóle warto czytać. To jest straszny truizm, ale to totalnie zwiększa wrażliwość na samego siebie. Lepiej rozumiemy siebie, odbijając się trochę od bohaterów książek i pracując z własną wyobraźnią. To jest pierwsza taka rzecz. Jeśli chodzi o temat stresu, to pewnie jest kilka takich rzeczy, które można by było poczytać. Niestety obawiam się, że te najlepsze są bardzo trudno dostępne i z jakichś dziwnych powodów nigdy nie zostawały wznawiane. A przynajmniej od bardzo dawna nie widziałem wznowień pozycji, jaką jest „RTZ – Racjonalna Terapia Zachowań” Maultsby’ego. To jest fantastyczna bardzo prosta książka, która nie wymaga terapeuty, która nie wymaga nikogo poza sobą samym i otwartą głową do tego, żeby popracować z własnymi przekonaniami. Trochę lepiej siebie zrozumieć w takim kontekście: skąd się biorą moje emocje, skąd się biorą moje nawykowe myśli i jak sobie mogę z nimi w dosyć prosty sposób poradzić. Pewnie tutaj warto by było jeszcze jakieś inne pozycje wrzucić, ale na ten moment nic mi nie przychodzi do głowy. Może to aroganckie z mojej strony, ale nic mi nie przychodzi do głowy naprawdę.
Łukasz: OK. To ewentualnie jeszcze po nagraniu Cię przycisnę i oprócz tego nagrania znajdziecie pewno pod tym odcinkiem propozycje czy link do propozycji, być może jeszcze innych, które z Michała wyduszę, jak mi dobrze pójdzie. OK, Michał, to może, żeby nie było tak, że właśnie – jesteś ekspertem, pomagasz ludziom radzić sobie z trudnymi emocjami; z tym, żeby zmieniać swoje przekonania; to żeby teraz ta nasza rozmowa zakończyła się jakimś sensownym wezwaniem do działania, to ja chciałbym wezwać Was do tego, żebyście przyjrzeli się sobie i zaakceptowali, że te emocje są, a później po prostu testowali i ćwiczyli. A jeśli ktoś z Was byłby zainteresowany tym, żeby popracować z kimś, kto w tym pomaga, to – reklamując trochę Michała, powiem to wprost – Michał, może być powiedział, jak i gdzie można Cię znaleźć, jeśli można. Jakiś namiar na Michała znajdziecie też pod tym podcastem, ale fajnie, żebyś powiedział, bo może ktoś słucha tego w samochodzie i od razu będzie chciał wykonać jakąś akcję, związaną z Twoją osobą.
Michał: Jak mnie można znaleźć? To jest dobre pytanie, bo ja siedzę w domu i nie wychylam z niego nosa chwilowo. Ale na poważnie, to na co dzień możecie mnie znaleźć w MindLabie. To jest taka firma szkoleniowa, w której jestem trenerem i dla której głównie tworzę różne programy rozwojowe. A prywatnie też zajmuję się pomaganiem ludziom i w takim już aspekcie indywidualnym też taki namiar, jak rozumiem, będzie można tutaj znaleźć.
Łukasz: Tak. Taki namiar do Ciebie przekażemy. OK, słuchajcie, to w związku z tym Michał, bardzo serdecznie Ci dziękuję za Twój udział, za poświęcony czas, za merytoryczne odpowiedzi. Przyznam szczerze, że ja sam za kilka dni mam pewna stresującą sytuację i znowu przypomniałeś mi to wszystko, co nie raz już mówiłeś i trochę mi się znowu czerwona lampka zaświeciła, że przecież wystarczy jak to będzie po prostu dobre, nie musi być jakieś mistrzowskie. Już mi trochę łatwiej. Więc dziękuję Ci za to, że byłeś ze mną, byłeś z naszymi słuchaczami. I za to, że też mi osobiście w tej chwili pomogłeś. Wam, moi drodzy, dziękuję za wysłuchanie kolejnego odcinak podcastu. Zapraszam oczywiście do kolejnych odcinków. Zapraszam do tego, żeby znaleźć nas na Facebooku, na LinkedInie; odwiedzić nas na naszej stronie. I cóż, pozostaje mi zaprosić Was na kolejne odcinki. Do zobaczenia. Życzę Wam wszystkiego dobrego. Trzymajcie się. Cześć!
Gość: Michał Śmiałowski
https://www.linkedin.com/in/micha%C5%82-%C5%9Bmia%C5%82owski-3b474482/
Książki do samodzielnej pracy z własnym stresem:
1. Racjonalna Terapia Zachowań - Maultsby Jr. Maxie C.
2. Program zmiany sposobu życia - Klosko Janet , Young Jeffrey
3. Dlaczego zebry nie mają wrzodów? - Sapolsky Robert M.
mnm© Copyright 2017 by WebWave